Dla wielu kibiców – zwłaszcza starszego pokolenia – to nie złoty medalista olimpijski Hubert Kostka czy zdobywcy medali za trzecie miejsce w świecie Jan Tomaszewski i Józef Młynarczyk są najlepszymi polskimi bramkarzami wszech czasów. To miano przyznają Edwardowi Szymkowiakowi, który wystąpił w spotkaniu na otwarcie słynnego Camp Nou w Barcelonie. Obronił karnego Ferenca Puskasa. Parad gratulował mu Pele. „To był Paganini sztuki bramkarskiej” – pisali zachwyceni dziennikarze.
Szymkowiak był rzeczywiście kimś wyjątkowym. Pech polega na tym, że dziś niektórym trudno w to uwierzyć, bo kiedy zachwycał swoimi paradami telewizja była jeszcze w powijakach. Kochali go za to ówcześni fotoreporterzy – mieli pewność, że zdjęcia z nim będą porywające. Zawsze były! Wszystko dzięki widowiskowym interwencjom, brawurowym robinsonadom. Szymkowiak był niezwykle odważny, zawsze bez wahania rzucał się po piłkę. Czasem z fatalnym skutkiem, ryzykowne szarże głową pod nogi przeciwnika powodowały częste kontuzje. Wielokrotnie ściągano go z boiska przed końcem meczu, a karetka odwoziła go do szpitala z powodu uderzenia głową w słupek albo kopnięcia w twarz przez rozpędzonego napastnika rywali. Zdarzało się jednak, że po intensywnych zabiegach lekarzy przy burzy braw wracał na boisko!
Na przykład w kwietniu 1957 roku, kiedy Polonia rozgrywała mecz ligowy z Górnikiem Zabrze na Stadionie Śląskim, w obecności 65 tysięcy ludzi. W pewnym momencie Szymkowiak wyskoczył do piłki, która szybowała w lewy górny róg i upadając uderzył głową w słupek. Rozciął wtedy lewe ucho. Z kolei w 1958 roku, w meczu z ŁKS-em w Łodzi, bezwzględnie zaatakował go napastnik rywali i Szymkowiak stracił przytomność (rok wcześniej na tym samym stadionie pękła mu kość w dłoni i dlatego nie mógł zagrać w trzecim meczu z ZSRR w Lipsku, decydującym o awansie do mistrzostw śwoaya). Dzięki wysiłkom lekarza klubowego, po 20 minutach był zdolny do dalszej gry! W tym czasie w bramce zastępował go kolega z pola Wacław Sąsiadek. Kontuzje wynikające ze stylu gry zdarzały się Szymkowiakowi zarówno w meczach Polonii Bytom, z którą jest powszechnie kojarzony (choć tytuły mistrza Polski zdobywał także w barwach Ruchu Chorzów – dwukrotnie oraz Legii Warszawa – także dwukrotnie), jak i reprezentacji Polski.
W biało-czerwonych barwach Edward Szymkowiak zaliczył 53 występy, a przecież pół wieku temu kadra grała znacznie rzadziej niż dziś. Wszystko dzięki temu, że był jej bramkarzem aż przez 13 lat! W obecnych czasach z pewnością przekroczyłby setkę oficjalnych spotkań. Grał na dwóch igrzyskach – w 1952 roku w Helsinkach i w 1960 roku w Rzymie.
Czterokrotnie zdobył „Złote Buty” dla najlepszego piłkarza ekstraklasy. Zachwycał w legendarnym meczu ze Związkiem Radzieckim na Stadionie Śląskim w 1957 roku. Przepuścił tylko jednego gola i walnie przyczynił się do zwycięstwa biało-czerwonych 2:1. Po tym meczu płakał. Łzy rozumieli szczególnie ci, którzy znali jego losy. W 1939 roku rodzina Szymkowiaków uciekała przed Niemcami, ale wpadła na… Sowietów, którzy zamordowali ojca piłkarza.
W bytomskich domach do dziś opowiada się legendy o słynnym ligowym meczu Polonii z Górnikiem Zabrze, który odbył się 16 października 1960 roku na stadionie Szombierek. Poloniści wygrali wtedy 3:0, ale bohaterem meczu został Szymkowiak, który obronił aż trzy rzuty karne, wykonywane przez same sławy: Ernesta Pohla, Romana Lentnera i Erwina Wilczka! „Utytłany w błocie, bronił ofiarnie swojej świątyni, zyskując ogólny aplauz widzów. «Szymek» już po kilku chwilach gry przemienił się z blondyna w bruneta, z ogromnym poświęceniem pikując jak odrzutowiec w kałużach lepkiego błota” – opisywał tamten mecz „Przegląd Sportowy”
– „Szymek” rozgrywał często takie spotkania, że nas po prostu deprymował. Bywał nie do pokonania. Nie chciało się wierzyć, że ktoś jest mu w stanie strzelić gola. Bronił strzały z metra, dwóch, pięciu, dziesięciu! Wielokrotnie analizowaliśmy jego grę, ale nikt nigdy nie znalazł na Szymkowiaka stałego sposobu, „złotego środka” – mówił potem kapitan Górnika Stanisław Oślizło.

W dużej mierze dzięki niemu (na zdjęciu pierwszy z lewej) Polonia w 1962 roku zdobyła mistrzostwo Polski, a w 1965 roku sięgnęła po Puchar Rappana i Puchar Ameryki.
Zmarł 28 stycznia 1990 roku. Został pochowany na Cmentarzu Mater Dolorosa w Bytomiu.